Kobiety wypadają z systemu badań profilaktycznych, bo „nic im nie jest”, nic je nie boli. A jak przestrzega dr Joanna Bonarek-Sztaba, 15-20 lat bez badań to już może być rak, wyrok i tragedia.
Obserwuję na Instagramie lekarkę położnik z jednego z polskich szpitali referencyjnych, która wrzuciła ostatnio post i opisała sytuację, jaka spotkała ją podczas ostrego dyżuru. Wspólnie z czterema innymi lekarkami próbowały ratować młodą kobietę z zaawansowanym rakiem szyjki macicy. Jak napisała: IV stopień zaawansowania odbiera praktycznie szanse na wyleczenie, a radio- i chemioterapia pozwalają wydłużyć czas przeżycia, ale mniej niż 10 proc. chorych przeżyje pięć lat.
Jakiś czas temu miałam bardzo podobny przypadek. Czterech lekarzy, ja, jako szef dyżuru, wołają mnie na izbę przyjęć, a tam krwawiąca pacjentka z kraterem w szyjce macicy, z naciekami. 15 lat nie pokazywała się u ginekologa, nie badała. Gdyby miała robione cytologie – nawet ostatnią trzy lata wcześniej – to dalibyśmy radę ją wyleczyć. 15–20 lat bez badań to już może być rak, wyrok i tragedia.
Takie przypadki zdarzają się także w Warszawie. Do szpitala przyjeżdżają pacjentki w zaawansowanym stadium raka szyjki macicy i umierają, bo nie ma już w przypadku tak posuniętej choroby możliwości leczenia. Pozostaje tylko uśmierzanie bólu i leczenie paliatywne.
Operacja zaawansowanego stadium raka szyjki macicy to zazwyczaj bardzo poważny zabieg (Fot. Władysław Czulak / Agencja Wyborcza.pl)
Ten rodzaj raka nie daje żadnych wcześniejszych niepokojących objawów?
Rak szyjki nie boli. Doprowadza do niego zarażenie się wirusem HPV, możemy latami go mieć i dopiero po dłuższym czasie on może dać objawy. Jeśli kobieta nie robi regularnie cytologii, po urodzeniu dzieci czy przejściu menopauzy przestaje pokazywać się u ginekologa, przestaje być kontrolowana. Później pojawia się bagatelizowane podplamianie, upławy. To sygnały, żeby pojawić się w gabinecie, zwłaszcza jeśli przez kilka wcześniejszych lat kobieta się w nim nie pokazywała.
Dojrzałe kobiety – bo to one często ignorują takie sygnały – trafiają do szpitala, kiedy krwawią. Po menopauzie taki objaw oznacza najczęściej dwie diagnozy: rak trzonu macicy albo rak szyjki. W tym drugim przypadku jest on zazwyczaj tak zaawansowany, że są nacieki na pęcherz moczowy i odbytnicę.
Chore są w szoku, a raka mogłoby w ogóle nie być, gdyby badały się ginekologicznie i szczepiły przeciwko wirusowi HPV. Całe zaszczepione społeczeństwo wyeliminowałoby w ogóle przypadki tego nowotworu.
Mamy narzędzie, które jest do wykorzystania i pozwala zwalczyć chorobę w zalążku.
Wirus HPV w większości przypadków zwalcza organizm sam (Arif biswas/Shutterstock)
Czy kobiety mówią, dlaczego się nie badają i nie chodzą do ginekologa?
Najczęściej mówią, że „nic im nie jest”, nic je nie boli. Część kobiet, które przez dłuższy czas nie pokazują się w gabinecie, boi się, że lekarz coś znajdzie. To jest wycinek społeczeństwa, ale wyjątkowo trudny do przekonania do zmiany nastawienia.
Kobiety powinny myśleć o pójściu do lekarza jako o corocznym przeglądzie bardziej niż o wizycie, kiedy coś im dolega?
Zdecydowanie. Mój kolega ginekolog-onkolog mawia, że gdyby kobiety co roku się badały, to on nie miałby pracy.
Niedawno w moim szpitalu operowano pacjentkę po pięćdziesiątce z rzadkim przypadkiem raka sromu z przerzutami na macicę, szyjkę macicy, pęcherz moczowy. Jest po radioterapii z eksperymentalną chemią. W czasie operacji wycięto jej macicę, odbytnicę, pęcherz moczowy. Wyłoniona została stomia, moczowody. A i tak jest to operacja ratująca jej życie tylko na pewien czas. Życia bez pęcherza, bez odbytnicy, bez pochwy.
Straszne. Gwoli wytłumaczenia poniekąd rozumiem przegapianie wizyt. Czas płynie bardzo szybko, mamy dużo na głowie i tendencję do stawiania spraw innych przed swoimi. Nawet jeśli leczymy się prywatnie, to coraz częściej trzeba poświęcić czas i energię, żeby się do lekarza dostać.
Wiem o tym doskonale. Mam w prywatnym gabinecie wspaniałe pacjentki, które o siebie dbają, ale czasami przychodzą i same są zdziwione, bo w systemie jak wół stoi, że ostatnia wizyta była cztery lata temu, a nie dwa, jak się im wydaje. Rozumiem to i uspokajam. Jeśli przyjdziemy po dwóch latach, to lekarz też da radę otoczyć opieką, ale nie, kiedy przerwa trwa 10–15 czy 20 lat.
W ramach akcji 'W kobiecym interesie’ po Polsce jeździł nowoczesny ginobus, w którym można było bezpłatnie zrobić cytologię płynną (Materiały prasowe)
Co roku biorę udział w akcji „W kobiecym interesie”, której celem jest szerzenie świadomości na temat profilaktyki zdrowia oraz zapewnianie kobietom dostępu do bezpłatnych badań ginekologicznych w mobilnym ginobusie.
Niedawno koleżanki przekornie mnie zapytały: Taka jesteś mądra, a kiedy miałaś robioną ostatnią cytologię? Mogłam z dumą odpowiedzieć, że dopiero co i na dodatek wyszło, że mam ujemne HPV. Ja też się boję, że ze względu na pracę zarażę się wirusem.
Czy są duże dysproporcje między badaniem się kobiet w miastach, w mniejszych miejscowościach i na wsi?
Są – i dlatego ruszyliśmy z kampanią i mobilnym punktem pobrań do badań ginekologicznych właśnie po to, żeby wyrównać możliwości dostępu do ginekologa. W ginobusie można wykonać cytologię płynną, którą na NFZ zrobimy w kilku ledwie miejscach. Można zrobić także badanie na obecność wirusa HPV, którego dostępność też jest na NFZ bardzo ograniczona, również w Warszawie, a prywatnie kosztuje. Zaletą cytologii płynnej z HPV jest fakt, że daje spokój na trzy lata, zwykłą należy powtarzać co rok.
Zobacz wideo: Onkolożka: witamina C nie leczy raka
Ja oczywiście rozumiem, że może być trudno dostać się do ginekologa, ale mówimy o badaniu raz w roku. Jeśli takie są terminy, to tym bardziej można myśleć z wyprzedzeniem. A dla ułatwienia i pamięci planować taki „przegląd” np. w okolicy daty urodzin, jako rodzaj prezentu dla siebie samej.
Wydaje mi się – może niesłusznie – że kobiety mają kontakt z ginekologami, że jest to temat oswojony. Bo najpierw zabezpieczają się przed ciążą, a potem, w ciąży, regularnie się pokazują. Kiedy i dlaczego wypadają z tej gabinetowej rutyny?
W Polsce kobieta chodzi do ginekologa, kiedy zaczyna współżyć, bo potrzebuje wtedy porady, chce być świadoma, dostać przepisaną antykoncepcję. I wtedy rzeczywiście przychodzi często, kilka razy w roku. Później, w ciąży, także jest w gabinecie regularnie. Kolejne wzmożenie to okolice menopauzy, kiedy pojawiają się problemy związane z klimakterium. A później panie znikają. Nie czują potrzeby, zajmują się wnukami, a nie sobą. Powinnyśmy mieć wpojone: raz w roku badanie ginekologiczne i kropka.
Cytologię powinno się robić raz w roku, tę płynną, raz na trzy lata (Rabizo Anatolii/Shutterstock). Regularnie badane piersi w domu oraz cykliczne usg i mammografia pozwalają w porę wyłapać raka piersi (Fot. Przemysław Skrzydło / Agencja Wyborcza.pl)
Jeśli dobrze rozumiem, w przypadku rozwoju raka oprócz wirusa HPV ważnym czynnikiem jest czas. Czy to znaczy, że jest wiekowo grupa kobiet, która zapada na raka szyjki macicy najczęściej?
Młode dziewczyny rzadko chorują. U nich w czasie badań wykrywa się dysplazje we wczesnym etapie i leczy je skutecznie. Może być tak, że dysplazja w tak młodym wieku jest już poważna i może doprowadzić do raka, ale daje się to wyłapać i wyleczyć, jeśli kobieta się bada.
Po 40., 45., 50. roku życia częste są przypadki nowotworów szyjki macicy, jajnika i endometrium. Rak piersi jest częstszy od tych wymienionych wyżej. Badać powinny się wszystkie kobiety, bo podczas wizyty można wykryć inne – łagodne ginekologicznie – choroby, torbiele, mięśniaki.
Świetnie działa w Polsce program mammografii. Pacjentki mogą – już od 45. do 75. roku życia – robić to badanie co dwa lata bez skierowania.
Wracając do wirusa HPV – mam napięty budżet i staram się korzystać z bezpłatnych programów profilaktyki. Nie zdążyłam w przypadku syna skorzystać z programu szczepień przeciwko HPV w Warszawie, ale kupiłam taniej szczepionki w ramach dofinansowania wojewódzkiego. Gdybym sama chciała – a chciałabym – się zaszczepić, to każda z trzech dawek kosztuje 800 zł. To dla mnie na razie za duża kwota.
U mnie w gabinecie cena wynosi 600 zł, ale to wciąż spory wydatek, zgadzam się. Stawia się na młodą grupę, 11–14-letnią, bo ona daje największą transmisję. Idąc oddolnie, co roku powiększa się liczba zaszczepionych dzieci. Kobiety dojrzałe, jeśli zmienią partnera, to mają większe ryzyko złapania wirusa, ale przy stałym partnerze ono jest niskie.
Dr Joanna Bonarek-Sztaba jest ginekologiem-położnikiem z wykształcenia i zamiłowania (Archiwum prywatne). Kobiety chcące się zabezpieczyć przed ciążą i te w ciąży zazwyczaj są pod stałą opieką ginekologa (Fot. Roman Bosiacki / Agencja Wyborcza.pl)
Trochę się wirusa HPV zaczęłam w trakcie naszej rozmowy obawiać…
Chciałabym go oswoić. On przeraża, bo przychodzą osoby zakażone, chore i nieświadome. Szczepienie dzieci sprawi, że wirus przestanie być groźny. W moim gabinecie szczepią się kobiety dojrzałe, które mają zaawansowaną dysplazję. Mówią wtedy: Gdybym to ja wiedziała, to zaszczepiłabym się wcześniej.
Dzisiaj miałam pacjentkę, dwudziestoparoletnią, której mówiłam o szczepieniu przeciwko HPV. Powiedziała: Dobrze, może później się zaszczepię. Wiem, że się nie zaszczepi. Przed nami długa droga.
Jak się przenosi HPV?
Drogą płciową, ale może się przenieść też w inny sposób, np. na dłoniach. Taka transmisja jest rzadsza, paroprocentowa, ale jest. Na konferencji medycznej kolega lekarz pokazał zdjęcia przypadku swojej córki, dwulatki, która zaraziła się, bo on, jako ginekolog, miał styczność z zakażonymi pacjentkami.
Wirusów HPV jest ponad 200, możemy testować się na nieco ponad 40. Najbardziej onkogennych jest 14. Wykrycie samego wirusa – czyli wynik dodatni – jest sygnałem, że jesteśmy jego nosicielem i że możemy zarażać, przy czym cytologia w tym wypadku może być prawidłowa. Organizm kobiety zwalcza wirusa i 80 proc. kobiet w ciągu dwóch lat nie ma po nim śladu w organizmie. Tylko 20 proc. będzie go miało dłużej – niewielka część z tych 20 proc. zachoruje na raka. 80 proc. społeczeństwa ma na pewnym etapie HPV, a organizmy same go eliminują. Od zakażenia do raka jest bardzo długa droga. Większe ryzyko wystąpienia raka dotyczy osób z obniżoną odpornością. Po zaszczepieniu ryzyko spada.
Największy sens ma szczepienie dzieci między 11. a 14. rokiem życia, ale w starszym wieku także warto skorzystać ze szczepionki (Fot. shutterstock)
Szczepionka leczy?
Nie. Najlepiej szczepić się przed inicjacją seksualną. Później, kiedy jesteśmy ujemni, także. Część badań mówi, że jeśli zaszczepimy się przy nosicielstwie, to organizm jest pobudzony do produkcji przeciwciał i lepiej wirusa zwalcza.
Jak można wpłynąć na kobiety? Co może je przekonać, żeby się profilaktycznie badały?
Wczesna edukacja seksualna. Do dzisiaj pamiętam z liceum pogadankę na temat chorób przenoszonych drogą płciową. Rak szyjki macicy to dla młodych kobiet odległa perspektywa, ale uświadomienie o ryzyku we wczesnym wieku pomoże uchronić przed chorobą w późniejszym.
Na dojrzałe kobiety najlepiej działa przypadek zachorowania w bliskim kręgu – bo koleżanka, znajoma, ktoś z rodziny usłyszał diagnozę. Działa to jak zimny prysznic.
Zdrowa kobieta to jest zdrowa rodzina. Widzę chore na raka w szpitalu odwiedzane przez córki, synów, mężów, wszyscy się martwią. Zresztą z raportu „Rozmowy Polek i Polaków o zdrowiu intymnym”, którego podstawę stanowiły badania zrealizowane w ramach szóstej edycji kampanii „W kobiecym interesie”, inicjowanej przez Gedeon Richter Polska, wynika, że odwagi w pokonaniu strachu dodaje rozmowa z bliskimi.
Starsze kobiety zajmują się wnukami częściej niż własnym zdrowiem (Fot. Tomasz Waszczuk / Agencja Wyborcza.pl)
Widzi pani zmianę pokoleniową w podejściu do zdrowia wśród swoich pacjentek?
Tak, chociaż mam spaczony ogląd, bo przyjmuję w prywatnym gabinecie, do którego trafiają bardzo świadome kobiety. Ostatnio młoda pacjentka poprosiła o pakiet badań – na chlamydię, uroplazmę, neiserię, trichomonasa, HPV, HIV – bo rozstała się właśnie z partnerem i chciała mieć pewność, że jest zdrowa. Byłam pod wrażeniem jej świadomości, ale także faktu, że wydała na testy i wizytę prawie 1000 zł. Doskonale wiedziała, czego chce, miała wiedzę.
Kobiety starsze – te, które już nie współżyją – dochodzą do wniosku, że nie ma sensu się badać. Jest też grupa, która ma pomenopauzalne dolegliwości: suchość w pochwie, brak komfortu przy współżyciu, atrofię, wynikające ze spadku poziomu hormonów. One uznają, że tak musi być, że to naturalne, a jesteśmy w stanie im pomóc, problemom szybko i skutecznie zaradzić: zabiegami, suplementacją hormonalną.
Pokoleniowo niektóre panie mają wpojone przekonanie, że pozostaje im cierpieć po cichu. Piecze je i swędzi, biorą globulkę i dziwią się, że nie pomogła. Nie pomoże, bo potrzeba zadziałać głębiej – hormonami.
Jak wypadamy na tle Europy Zachodniej pod względem tej niechęci do badań profilaktycznych?
W przypadku raka szyjki macicy – nie najlepiej. Wciąż przyjeżdżają do nas lekarze z Europy, żeby na własne oczy zobaczyć pacjentki z tak dalece zaawansowanym rakiem szyjki macicy. W swoich krajach nie mają już takich możliwości.
Dr Joanna Bonarek-Sztaba. Z wykształcenia i zamiłowania ginekolog-położnik. Specjalizuje się w ginekologii operacyjnej w pełnym zakresie, ze szczególnym uwzględnieniem operacyjnego leczenia nietrzymania moczu i obniżenia narządu rodnego, oraz w operacjach z zakresu ginekologii estetycznej, w tym poporodowej korekcji ścian pochwy. Założycielka i właścicielka warszawskiej kliniki WolaClinic.
Ola Długołęcka. Redaktorka. Czujnie obserwuje ludzi i przysłuchuje się ich rozmowom. Ciekawią ją relacje między ludźmi, a zwłaszcza różnice międzypokoleniowe, lubi pisać o trendach, modach i zjawiskach. W wolnych chwilach trenuje jeździectwo.